Niedzwiedzi brak

02 Oct 2006 | Adam Przymusiała

Dawno nie chodziłem po Górach z pełnym plecakiem i w sumie zapomniałem z jakim rodzajem wysiłku ma się do czynienia. Po weekendowej wyprawie w Gorce poczułem się trochę jak soft :). Mimo tego że nie miałem zbytnich problemów z utrzymaniem tempa i dotrzymania kroku mojemu guru :) jeśli chodzi o wyprawy w góry, to zmęczyłem się w sposób zauważalny :). Ciut się zdewaluowało moje postrzeganie wypraw rowerowych jeśli chodzi o pokonywanie własnych słabości i udowadnianie sobie czegoś tam :).

Powyższe widać trochę na zdjęciach - zdecydowana większość jest z postojów :) gdzie mogłem spokojnie wyciągnąć z plecaka aparat. Niestety przez to nie uwieczniłem wielu cudownych widoków - ale za to nadrabiałem podczas wieczoru z gitarą i ogniskiem przed znalezioną w lesie chatą.. .

Szkoda że KS “Matrix” tak rzadko się wybiera na tego typu wyprawy, ja po każdej jestem bardzo mocno naładowany do pracy - być może za jakiś czas ujrzy światło dzienne mój projekt do korepetycji, i nauki gdyż tym razem oprócz mnie było jeszcze trzech adminów (ab – Adam Bartosik, roman – Łukasz Romanowski i viciu – Wiktor Kołodziej) ZHR.pl przewyższających mnie znacznie swoją wiedzą i doświadczeniem :).

Po kolei, wyprawa wyglądała tak:

Wyruszyłem z Łodzi do Krakowa w piątek z rana wstając o krzyżackiej godzinie (korzystając z tego że na Uniwerku są jeszcze wakacje :P ), dotarłem z jedynie ok. 30 min. opóźnieniem :). Od razu przywitał mnie znajomy widok :) – zaraz przy dworcu głównym otworzono kopię naszej Galerii Łódzkiej zwanej tam Krakowską :).

Po krótkiej jeździe tramwajem linii 19 przez zakorkowane z powyższej okazji miasto dotarłem na Słomianą gdzie udało mi się zaskoczyć pewnym drobnym prezentem Basie :).

Po obiedzie i spacerze po Krakowie (który jest piękny o tej porze roku) udałem się do Wiktora na nocleg. Szybko spać nie poszliśmy gdyż trafiłem na czas w którym Viciu remontował dom – przez co następnego dnia był lekko przysypiający :).

Po krótkiej nocy podczas której zostałem zdeptany przez kota który bardzo chciał spać na moim śpiworze wsiedliśmy do zapchanego do granic możliwości PKSu jadącego do Koninek. Jednak żeby nie była to zbyt standardowa przejażdżka okazało się w 1/2 trasy iż kierowca zapomniał dolać benzyny i autobus stanął gdzieś na wiosce :) – jednak dzięki temu udało nam się zrobić zakupy i uzupełnić prowiant :) – no i sporo miejsc się zwolniło :). Polskie społeczeństwo jest jeszcze całkiem nieźle “wyszkolone” i nigdzie nie było słychać jakiś żądań typu: „zwróćcie mi moje pieniądze” :).

Po dotarciu do miejscowości startu spotkaliśmy dwie druhny z Krakowa czekające na nas od dwóch godzin – dotarły na miejsce “zbiórki” na stopa :).

Szczegółowy opis samej trasy zamieszczę jak tylko spisze go Adam :).

Powrót był standardowy – nic się szczególnego nie wydarzyło – zauważyłem jedynie że już w miarę pewnie czuję się poruszając samemu po Krk :).

(szybki link do zdjęć)


Dodaj komentarz!

Czytaj dalej: