Ostatnio naszła mnie trochę trochę smutna refleksja o tym “jak to mi się wydawało” (będąc jeszcze na studiach) na czym będzie polegać moja praca jak rozkręcę firmę.
Pierwszą
niespodzianką było szybkie rozstanie się z tym co mnie najbardziej kręciło. Od kiedy pamiętam, lubiłem tworzyć, realizowałem to najczęściej przez programowanie i fotografię. Byłem pewien, że będąc pomysłodawcą/twórcą aplikacji internetowej będę mógł w nieskończoność się tym zajmować, rozwijać i przy okazji kierować zespołem który będzie mnie w tym wspierać.
Nic bardziej mylnego ;).
Dziś, po 6 latach rozwijania różnych przedsięwzięć najbardziej skomplikowane rzeczy które mogę zakodować to sumowanie się kilku arkuszy Google Doc’u w jednej zakładce.
Na szczęście, nie ma jednak tego złego. Odkryłem radość w tworzeniu samej firmy i pozytywnego wpływania na wspaniały zespół który zbudowaliśmy w BA.
Drugą
niespodzianą było z jednej strony to, że przez kilka pierwszych miesięcy od oficjalnego zarejestrowania BA (styczeń 2014) nie mogłem sobie wypłacić pensji, a z drugiej, że dokładanie do startującej firmy zjadło dość szybko wszystkie oszczędności. Zerowanie konta w czasie gdy na świat przychodzi pierwsze dziecko to mało zabawna sytuacja.
Trzecią
i to chyba najbardziej dotkliwą (przede wszystkim dla rodziny) jest dysponowanie swoim czasem. Policzyłem, że ostatni raz na prawdziwych wakacjach byłem w 5 lat temu podczas podróży poślubnej. Od tamtej pory dwa razy byłem na obozie harcerskim (max. 5 dni w roku i to razem z MacBook’iem, internetem z telefonu i przetwornicą do gniazdka zapalniczki).
Zastanawiam się ile normalnie trzeba poświęcić czasu, aby rozwinąć coś będącego na tyle stabilnym organizmem tak, żeby móc pozwolić sobie na wyjazd zgodny z kodeksem pracy? ;).
Dodaj komentarz!